Czas nie koi ran.
Jeżeli wybierając się do kina, licząc na szybkie i tandetnie przyjemne dwie godziny seansu, to możecie się miło zaskoczyć.
The gift, to krzyżówka thrillera z elementami dramatu rodzinnego, horroru i kryminału. Joel Edgerton, nie tylko wciela się w rolę jednego z głównych bohaterów, ale staję po drugiej stronie kamery, rozpoczynając tym samym przygodę z pełnometrażową reżyserią. Artysta do tej pory na swoim koncie, miał kilka ról filmowych ( min. Coś i Wielki Gatsby), a także filmów krótkometrażowych, tym razem zaskakuje nas, zapierając dech w piersiach.
Obraz chociaż z pozoru może wydać Wam się mizerny i nudny, wraz z rozwojem fabuły odkrywa wszystko co najlepsze: zagadki rozwikłane po latach, depresje i wewnętrzne dramaty zamknięte za drzwiami szczęśliwego domu, niepokój czy zaskakujące zakończenie, które jest wyśmienitym dopięciem całości, niczym wisienka na torcie.
Historia przedstawia nam spotkanie po latach dwójki znajomych ze szkoły, które wywróci wszystko do góry nogami. Simon ( Jason Bateman) wraz ze swoją żoną Robyn (Rebecca Hall), przenoszą się do pięknie położonego na przedmieściach domu. Wiodą szczęśliwe, typowe życie małżeńskie : dom, pies, praca, myśli o założeniu rodziny, pewnego dnia spotykają dawnego znajomego Simona, Gordo (Joel Edgerton), który z czasem okazuje się psychopatycznym i natrętnym znajomym. Dowiadujemy się , że w przeszłości mężczyźni nie żywili do siebie przychylnego uczucia, co doprowadza do prywatnego śledztwa małżonki jednego z bohaterów.
Jak już wyżej wspomniałam, fabuła z początku może wydać się kolejną ciętą z metra przewidzianą historią, jednak minuta po minucie odkrywać będzie nowe, zaskakujące elementy układanki i zapewniam Was, że przysłowiowo kopara opadnie Wam w dół. Tym co napędza Dar, jest silna pozycja skrywanej przed widzem tajemnicy, w pewnym momencie, nie wiemy tak naprawdę kto jest ofiarą, a kto dręczycielem . Scenariusz sadza nas na karuzeli wydarzeń, który przy współpracy z idealnie dopasowanymi aktorami , namiesza nam w głowie nie raz.
Dar, nie należy do łatwych obrazów rodem z USA, jednak warto przysiąść nad filmem chociażby dla samego Jasona Batemana, który dotychczas kojarzył się wszystkim z miłymi rolami, czasami ciamajdowatych mężczyzn, po tym filmie aktor zmieni się diametralnie w Waszych oczach. Do tego zwinność reżyserska, ukazująca nam obrazy niczym barwne witraże, zależne w odbiorze od kątów padania światła, zasługują na oklaski.
Z tego miejsca z ogromną przyjemnością polecam Wam obraz Joela Edgertona, i jednocześnie dziękuję firmie Rabbit Action za indywidualny pokaz.
Moja ocena 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz