Miłość, władza i pieniądze.
Walczyłam od samego początku, aby nie poddać się modzie i nie skierować swoich oczu w stronę serialu ( póki co, trwam w postanowieniu), jednak czy to kobieca, czy typowa ludzka ciekawość, coś w środku skłoniło mnie do sięgnięcia po pierwszy tom, jednego z najgłośniejszych tytułów minionych lat. Panie i Panowie, przed Wami Gra o tron.
Nim przejdę to konkretów, warto przedstawić sylwetkę człowieka, który w ostatnim czasie obok min. Roberta Kirkmana, wzbudził zainteresowanie strefą seriali. George R.R.Martin, to pisarz, któremu fantasy oraz science fiction nie jest obce. Autor na swoim koncie posiada wiele opowiadań, powieści, za które otrzymał nagrody Nebula i Hugo, a jego twórczość doczekała się przekładu na ponad 20 języków. Na podstawie dzieł Martina, nakręcono wiele kreacji, min. Remembering Melody, Beauty and the Beast, Doorways, Strefa Mroku czy Sandkings.
Saga Pieśń lodu i ognia, powstała ponad 20 lat temu, a jej pierwsze wydanie miało miejsce w 1996r, tak samo niczym Władca Pierścieni, musiała przeczekać swoje na półce, aby za sprawą ekranu, udowodnić większej grupie odbiorców, że należy do kategorii książek, które na długo pozostają w pamięci i sercu czytelnika.
Przyznam się szczerze, im dalej brnęłam w treść, tym bardziej rozumiałam jej fenomen. Nie będę Wam porównywać książki z serialem, gdyż nie oglądałam ekranizacji ( tak jestem uparta), poza tym serial jest tylko oparty (dzięki Bogu) o treść sagi.
W Grze o tron, poznajemy losy bohaterów w oczekiwaniu na wielką zimę. Tak jak wskazuję tytuł, fabuła, czasem śliska i krwista, kręci się wokół walki o władzę w Siedmiu Królestwach. Lord Eddard Stark, właściciel ziem Winterfell otrzymuje od swojego dawnego przyjaciela i obecnego władcy zarazem, Roberta Baratheona propozycję zostania Królewskim Namiestnikiem.
Ogromnym plusem książki, jest barwny i szczegółowy opis otoczenia oraz postacie, które w tym przypadku same tworzą historię. Tutaj każdy ma swoją rolę, miejsce do zajęcia w sercu czytelnika. Mroczny, baśniowy świat, nie raz skłoni nas do refleksji. Podział przy tworzeniu postaci, zapewne gdzieś tam lekko ociera się o styl jakim pisał Tolkien we Władcy Pierścieni. Martin w krótkich rozdziałach potrafi po mistrzowsku przybliżać daną postać, jednocześnie utrzymując w tajemnicy.
Gra o tron, to samo życie: miłość, zazdrość, władza, nienawiść. Tutaj spryt i myśl o własnych potrzebach, stanowi klucz do sukcesu, a wielobarwność postaci utwierdza nas, że świat wszędzie jest taki sam (nawet ten zmyślony). Książka to cudowna przygoda, zapewne niebawem powrócę do Was z kolejną częścią.
Moja ocena 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz