Przejdź do głównej zawartości

SYSTEM OF A DOWNA – TOXICITY


14 lat minęło, jak jeden dzień.

SOAD, to wyjątkowa kalifornijka kapela, którą zna cały świat. Charakterystyczne brzmienie(dudnienie) i wyjątkowa barwa głosu Serj Tankiana, zdobyły serca fanów na całym świecie. I chociaż chłopcy, jakiś czas temu uciekli do swoich prywatnych projektów, zawieszając po drodze działalność, koncerty na jakich można ich zobaczyć, tylko zagrzewają serca w oczekiwaniu na nowy materiał.

Pochyliłam się nad jednym z ważniejszych dla mnie albumów, Toxicity – to niesamowity krążek, który w okresie moje nastoletniego buntu, towarzyszył mi na przemian z pozostałymi albumami(kapelami), które w początku lat 2000, wyrosły na rynku niczym grzyby po deszczu, a których w dzisiejszych czasach często brakuję.

Album został wyprodukowany w 2001roku, przez jednego z najbardziej szanowanych w moich oczach producentów, Ricka Rubina. Tutaj warto wspomnieć, że facet od lat współpracuję z najlepszymi kapelami na ziemi, wiele z nich zaistniało dzięki niemu. Rubin, na świat sprowadził min. Licensed to Ill - Beastie Boys, Raising Hell - Run–D.M.C, Blood Sugar Sex Magik - Red Hot Chili Peppers, FutureSex/LoveSounds - Justin Timberlake czy Minutes to Midnight - Linkin Park.

W szeroko pojętym gatunku, jaki jest metal, SOAD, dzięki ormiańskim korzeniom tworzy oryginalną i niepowtarzalną muzykę. Drugi album, Toxicity wprowadza dzikość, dynamiczność i pewien pazur, pomiędzy którymi przeplata się liryczność. Z perspektywy lat, muszę przyznać, że zespół stworzył muzykę uniwersalną – taką, która wykracza poza ramy gatunku, zrzesza większą liczbę słuchaczy i nie umiera na przestrzeni lat, a pobudza do słuchania nowe pokolenia. Artyści udowadniają, że metal to nie typowa rąbanka, ale coś więcej. Tutaj ciężkie brzmienie i melodia, współgrają ze sobą, tworząc kompozycje, jakie zanuci najbardziej zatwardziały antyfan metalu.

Artyści, poza klasycznymi instrumentami, kłaniają się w stronę ludowych przedmiotów, takich jak bałałajka. Piękno w przejściach, jakie stworzył System of a down, mocne brzmienie i ześlizgnięcie się, w ciche, melodyjne partie wokalne, czasem przepełnione jakby bólem , to istne cudo.

Album zaczyna się wykopem z najwyższej półki, o czym trzeba pamiętać , słuchając albumu w mieszkaniu po godzinie 22.00. Im bliżej końca, płyta się wycisza, uspokaja nasze rozgniewane wnętrze, dając tym samym możliwość przełknięcia gorzej pigułki, jaką jest świat. Muzycy tworząc album, chcieli pozostawić po sobie coś więcej, aniżeli „plastikowy krążek”, po czternastu latach od premiery, śmiało można stwierdzić, że strzelili w dziesiątkę.

Moja ocena 10/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyj dwa razy, kochaj raz / Recenzja

Stara miłość nie rdzewieje.

Człowiek – scyzoryk.

Kiedy Daniel Radcliffe, gra zwłoki.

Krampus, legenda o Złym Duchu.

Nie tylko rózga, straszy dzieci na święta.