Przejdź do głównej zawartości

Trasa koncertowa UFly i Pablopolar


Dźwięki, które zachwycą nie jedno ucho.

28 października br. w warszawskiej Hydrozagadce, odbył się jeden z lepszych koncertów na jakich dane mi było być , a uwierzcie, że w tej kwestii nie jestem laikiem. Wydarzenie odbyło się w ramach krótkiej trasy koncertowej, poznańskiej formacji UFly z grupą Pablopolar.

Spóźnienie szwajcarskiej grupy oraz gratisowe parę minut na zimnie, zostały spłacone przez kapelę tuż po pierwszych dźwiękach zagranych na scenie. Pablopolar to młode, energetyczne i charakterystyczne granie, które udowadnia, że jeszcze nie raz będzie głośno o piątce z Berna. Ilość kolorowych elementów, na wspomnienie obu występów, jaka przewija się w mojej głowie, nie jest w stanie wybrać fragmentu od którego powinnam w tym momencie zacząć.

Jak dowiedziałam się przed koncertem, Pablopolar działa na scenie od 2009r i ma na swoim koncie trzy albumy: Any minute now (2011), Sleepwalker (2013) oraz najnowszy Colorize, który promuję singiel Promise. I tutaj ból serducha, jak wiele jest jeszcze dobrych kapel, które w naszym kraju przechodzą bez echa, ku chwale komercjalnym papkom. Chłopcy prezentują skrzyżowanie miękkiego rocka z indie rockiem i elementami folkowymi. W ich twórczości zapewne znajdziecie coś z typowych rockowych irlandzkich kapel, jakie często prezentowane są na antenie MTVRock , Mumford and Sons, a nawet samego Coldplay. Wyjątkowa barwa głosu wokalisty, tylko udowadnia, że Pablopolar nie zostało odbite od kalki. To co zespół wyprawia na scenie, a uwierzcie mi, że ilość posiadanych instrumentów, przewyższa liczebność członków, sprawia, że w powietrzu unosi się ciepła i szalona chmurka muzyczna. Lekkość z jaką poruszają się na scenie, zahipnotyzuję niejedno oko i ucho, a świeżość oraz szczerość przekazu zapadną w pamięci widzów na długo.

Cudze chwalicie, swojego nie znacie… czyli poznańskie UFly, którzy niczym błyskawica pojawili się na scenie od razu porwali ludzi z kanap i stolików prosto pod scenę. Zespół został przywitany gorącymi brawami oraz okrzykami, chociaż koncert miał kameralny charakter, radość publiki robiła za co najmniej 200 osób. Tacy właśnie oni są i za to ich kochamy.

UFly, narodziło się jesienią 2012r, jako kontynuacja UnderGround Fly (2004). W zaktualizowanym życiorysie mają na koncie album Love Smugglers ( 2014), a już szykują kolejną niespodziankę. Jeszcze gorący singiel Get It Now, który znakomicie daje sobie radę na rynku, a ja serdecznie polecam, zapowiada najnowszy album grupy.

W dźwiękach UFly, znajdziecie upodobania do klasycznego rocka: trochę mocnego brzmienia i pazura jak w przypadku Surrender, trochę przepięknych ballad niczym Eclipse, przy którym ciarki wędrują zawsze po moim ciele. Twórczość grupy, to inspiracje takimi kapelami jak chociażby: U2, Coldplay, czy Muse. Porównując wcześniejsze dokonania grupy, w „nowym” wykonaniu, słychać ewidentny ukłon w stronę elektroniki, chociaż nowoczesnej to puszczającej oko w stronę lat osiemdziesiątych. Połączenie nurtów i balans na graniczy „stare-nowe”, okazał się totalnym strzałem w dziesiątkę. Warto wspomnieć, że Ufly ma za sobą wiele koncertów, nie tylko w Polsce, supportując min. takie gwiazdy jak: Alicia Keys (która osobiście ich wybrała), Kensington czy Slade.

Muzycy, tak samo jak genialnie prezentują się na krążku, tak samo na żywo robią jedno wielkie muzyczne show, które zapiera dech w piersiach. Emocjonalny wokal Mavericka, plus energia na scenie jaką wręcz wypruwa z siebie, poderwie na nogi nie jednego nudziarza. Na długo w mojej pamięci pozostanie widok Seemoona, schodzącego w publikę, w celu zagrania jednej z lepszych solówek gitarowych ever. Mimo zmęczenia, UFly dali się nakłonić na bis, a nawet niespodziankę – na sam koniec i pożegnanie z fanami, razem z Pablopolar zaśpiewali Stand by me z repertuaru Bena E. Kinga.

Raz jeszcze podkreślę, rynek muzyczny kryję wiele perełek, nad którymi trzeba się pochylić i wygrzebać z codziennego bełkotu, jaki oferują nam stacje radiowe czy telewizja. UFly oraz Pablopolar są znakomitym tego przykładem, dlatego nie wahajcie się i od razu sięgnijcie po dokonania obu grup.

Ja się zakochałam i zostanę na zawsze.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyj dwa razy, kochaj raz / Recenzja

Stara miłość nie rdzewieje.

Człowiek – scyzoryk.

Kiedy Daniel Radcliffe, gra zwłoki.

Krampus, legenda o Złym Duchu.

Nie tylko rózga, straszy dzieci na święta.