Przejdź do głównej zawartości

Moje wielkie greckie wesele 2

Toula i Ian powracają.

Amerykanie, należą do narodów żyjących w tęsknocie i nostalgii, co często przewija się na wielkim ekranie. Dosyć często lubią powracać, do historii oraz bohaterów, którzy parę lat wcześniej skradli ich serca. Tak było w przypadku Touli i jej zwariowanej greckiej rodzinki. Po prawie 15 latach od premiery pierwszej części, światło dzienne ujrzało Moje wielkie greckie wesele 2.

Warto wspomnieć, że pierwotna część, była grana w samych Stanach Zjednoczonych, przez przeszło rok, z czego siedem miesięcy należało do czołowej dziesiątki box-office'u.

Sama pamiętam, kiedy na pierwszej części, wylądowałam w kinie razem z moja klasą i bawiłam się co nie miara. Obraz autorstwa Joela Zwicka, skradł moje nastoletnie serce i nie ukrywam, że powracałam do niego w kolejnych latach. Zabawne sceny, anegdoty oraz specyficzne charaktery, poszczególnych członków rodziny głównej bohaterki, okazały się istnym strzałem w dziesiątkę.

Dlatego trochę z sentymentem, a trochę z obawą ( jak to bywa z kontynuacjami), wybrałam się do kina na przedpremierowy pokaz, dzięki Monolith Films.

Od samego początku, film był utrzymany w krzywym greckim zwierciadle, jak jego poprzednik, z lekkim uśmiechem puszczając nam oko z ekranu. I chociaż przeszło 14 lat zmieniło wygląd naszych głównych bohaterów oraz ich bliskich, to cięty język Gasa Portokalosa, czy urocza i milcząca Babcia Touli, nadal budziły uśmiech i ciepło podczas seansu.

W drugiej części, para naszych głównych bohaterów boryka się z wejściem córki w dorosłość, organizując przy okazji ślub Gasa i Maria Portokarlos. Głośna, inwazyjna, żywiołowa i wtrącają ca wszędzie swe greckie lub częściowo greckie nosy rodzinka powraca, aby z całego serca wesprzeć Toulę oraz Iana. Szykujcie się na kolejne śmieszne zdarzenia i perypetie członków familii.

Może film, już nie zachwyca tak mocno jak jego poprzednik, ale na pewno nie trąca odgrzewanym kotletem, pełni rolę dobrze dobranego deseru po syto zastawionej kolacji. Zabawa wokół stereotypów kulturowych, nadal w pełnym rozkwicie na dużym ekranie i chociaż rodzina Touli oraz Iana wydaje się lekko walnięta, jest przykładem ideału, że w najgorszych chwilach prawdziwa rodzina staje za sobą i wspiera się wzajemnie.

Raz jeszcze dziękuję Monolith Films za cudowny seans i zapraszam Was wszystkich do kin.

Moja ocena 7/10


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień czekolady – Anna Onichimowska / Recenzja

  Uwielbiam książki dla dzieci, które trafią każdego dorosłego. Poruszą, zmuszą do refleksji, myślenia poza horyzontem codzienności i tego co nam – starym, wydaję się najważniejsze. Miłość, dzieciństwo, tęsknota, przyjaźń, przywiązanie. To i jeszcze wiele innych uczuć, poczujecie czytając Dzień czekolady .

Krampus, legenda o Złym Duchu.

Nie tylko rózga, straszy dzieci na święta.

Żyj dwa razy, kochaj raz / Recenzja

Stara miłość nie rdzewieje.