Więcej krwi i flaków.
O gustach się nie rozmawia, każdy z nas jest inny, każdy wielbi co innego. Martwe Zło, to dla mnie cudeńko, które skrywam w tej same szkatułce, tuż obok Pulp Fiction, Tarantino. Dla jednych gniot, dla innych badziew z marnymi efektami – dla mnie istna perełka, kiedyś na dużym ekranie, od zeszłej jesieni także na małym. Film wieki temu, kiedy jeszcze byłam szczylem, pokazało mi moje starsze rodzeństwo, któremu jestem do tej pory wdzięczna ;)
Trzeba pamiętać, że Martwe Zło, narodziło się w głowie Sama Raimiego bardzo dawno. Reżyser jeszcze na studiach, usłyszał o historii księgi umarłych, która zrodziła w jego głowie obłędny pomysł. Obraz debiutował w 1981 r, a w rolę głównego bohatera, Asha – wcielił się, przyjaciel reżysera, Bruce Cambell. O wyborze zadecydował, głównie wdzięk aktora, który miał przyciągnąć do kin płeć żeńską. Początek Martwemu Złu, dała krótkometrażowa produkcja zat. Within The Woods, a raczej fundusze które zebrała. Na Polskim rynku, dostępną wersją Evil Dead jest część 2 z roku 1987 oraz kolejne.
Aby móc zrozumieć serial, trzeba ( albo chociaż warto) sięgnąć do korzeni, czyli roku ’81. Scenariusz pierwszej części, przedstawiał nam grupkę przyjaciół – młodych i pięknych, którzy nocują w opuszczonej chatce w górach. Na skutek zbiegów okoliczności, odnajdują Necronomicon – księgę umarłych oraz nagrane na taśmę jej fragmenty, przez którą wywołują zło.
Najbardziej charakterystycznym znakiem całej serii oprócz piły mechanicznej i hektolitrów krwi (bynajmniej jak dla mnie), jest ujęcie kamery –przedstawionej z perspektywy zbliżającego się zła. Ten zabieg jako pierwszy, pojawił się właśnie tutaj. Zapamiętajcie, ponieważ w powrocie – czyli serialu, nie zabraknie niczego z wyżej wymienionych efektów.
Serial przedstawia nam losy Asha po trzydziestu latach, panienki, narkotyki oraz imprezy są jego chlebem codziennym, który pewnego razu, dorzuca się do przywołania zła po latach. Bohater przeprasza się z piłą mechaniczną - po raz kolejny zajmuje miejsce jego odrąbanej przed laty ręki (opanowanej wówczas przez zło). Ash przy swoim boku, ma dwójkę oddanych mu przyjaciół: Pablo (Ray Santiago) oraz Kelly (Dana DeLorenzo). Jego tropem rusza przebiegła Ruby ( Lucy Lawless). Pierwszy sezon okazał się totalnym strzałem w dziesiątkę do tego stopnia, że skuszono się na jego kontynuacje. A co w drugim sezonie?
Po pierwsze, krew, flaki i jeszcze krew oraz odpadające głowy i porąbane ciała. Po drugie charakterystyczna i figlarna gra aktorów – jest żart, jest cięta riposta, są sceny na końcu których pojawia się znak zapytania. Po drugie to czego coraz mniej ostatnio brakuje na ekranie, czyli charakteryzacja postaci – dzięki, że demony, kawałki ciał, krew i wszystkie atrybuty, stanowiące sztandar dla serii, nie zostały zastąpione przez komputer. Po trzecie świetna gra aktorów i kolejne zagadki na drodze naszych bohaterów. Nie będę ukrywać, że dwa najnowsze odcinki, otwierające sezon okazały się kolejną petardą i strzałem w dziesiątkę. Wiecie jak to jest, często próby odgrzewania dawnych dzieł, dają więcej rozczarowania i niesmaku, aniżeli pozostawiają niedosyt. Tutaj nie ma z tym najmniejszego problemu. Cała ekipa planu spisała się na mocną szóstkę, tak na mocną szóstkę i nie lukruje serialu przez wzgląd na ogromną miłość do Evil Dead, ale z racji jego perfekcyjności. Raimi zrobił coś, co nie jednemu wielkiemu reżyserowi się nie udało – stworzył nowe dzieło, będące smaczną kontynuacją, a nie tandetnym plagiatem opiewającym o królestwo gore.
Czy wróg może stać się nagle przyjacielem? Czy Ash pogodzi się w końcu z ojcem? Czy ludzie z jego rodzinnej miejscowości zaczną go traktować inaczej niż szaleńca? Na te i inne pytania, znajdziecie odpowiedzi w trwającym już drugim sezonie Ash vs Evil Dead. Na który serdecznie Was zapraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz