Czyli czego oczy nie widzą.
Nie ukrywam, że czekałam na ten film od pierwszych zajawek, które zostały wpuszczone w internet ponad rok temu. Pamiętam jak ściany na portalach społecznościowych, wręcz oszalały na punkcie trailera, jak wszyscy moi znajomi wciąż je udostępniali zacierając ręce z radości. Jestem po seansie już przeszło tydzień i nadal czuje pewien niedosyt, coraz bardziej odnosząc wrażenie, że cała nagonka reklamowa spełniła swoja 100% marketingową rolę i tyle w tym temacie.
Za animacje odpowiadają Yarrow Cheney i Chris Renaud, którzy na swoim koncie mają min. Jak ukraść księżyc, Minionki rozrabiają czy Lorax. No właśnie minionki – do nich jeszcze wrócę. Twórcy z Universal Pictures zapewniali nas, że Sekretne życie zwierzaków, będzie typowym kinem familijnym z powiewem czegoś nowego…niestety powiew okazał się zamkniętym powietrzem w butelce z napisem Toy Story. Gdzieś po drodze poginęli wyraziści bohaterowie oraz mnóstwo dobrego humoru. Owszem są zabawne scenki, piękna grafika miasta i zwierzaki o typowych charakterach ( np. spasiona i egoistyczna kotka, czy Max – czworonożny przyjaciel, wierny swojej pani), jakie nie są nam obce na co dzień, ale to wszystko znika po pierwszych 20 minutach filmu, później już jest naciągana fabuła z myślą, byle by bliżej końca, która sprawiła, że w pewnym momencie zaczęłam się nudzić. Nie będę ukrywać, że wszystko co dobre, widzieliśmy w zajawkach puszczanych przez ostatni rok.
O czym opowiada film? O zwierzakach, które mają swoje życie tuż po przekręceniu klucza w zamku przez ich właścicieli. Kiedy ludzie idą do swoich codziennych zajęć, zwierzaki zaczynają swoje życie. Relaks, lenistwo, oglądają telenowele, słuchają głośno muzyki, wyjadają smakołyki z lodówki, a nawet robią imprezy. W scenariuszu przedstawiony jest główny bohater – Max, sympatyczny pies, dla którego całym światem jest jego właścicielka, niestety jego cudowne życie burzy przybycie nowego kompana pod ich dach. Co dalej…dalej już tylko hej przygodo, ale to może nie będę nic więcej zdradzać!
Jak już wcześniej wspomniałam, fabuła przypomina historie znane z Toy Story – dwóch bohaterów, którzy na początku sa wrogami, walczącymi o zainteresowanie i miłość swojego właściciela, jednak przewrotny los serwując im masę przygód, oferuje obu psiakom wzajemną przyjaźń.
Czy warto iść do kina? Warto, zwłaszcza, że przed seansem czeka nas krótkometrażowa niespodzianka z Minionkami w roli głównej. Mimo, że nie znajdziemy tutaj humoru charakterystycznego dla przygód o żółtych stworkach. Jednak nie można nastawiać się na coś nowego, czego do tej pory w kinie nie było, chociaż obraz jest przyjemny, a towarzysząca mu ścieżka dźwiękowa dodatkowo umila spędzony czas na seansie, to ostatecznie nie jest to wielkie „COŚ”, na które czekałam tyle miesięcy.
Moja ocena 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz