Hit czy kicz?
Szaro, zimno i wietrznie za oknem, dziecię po trudach całego dnia i tonach przebranych pieluszek w końcu jakimś zbawiennym cudem zasnęło, a Ty matko – masz czas dla siebie. No właśnie, czasami przychodzą takie momenty, że Twój wyprany całym dniem mózg, ma ochotę obejrzeć typową, prostą wręcz przewidywalną papkę z kolorowymi obrazami, które ukoją zmęczone oczy i przygotują je na sen.
Warcraft: Początek, właśnie należy do owej kategorii filmów, a jeżeli jesteście fanami serii gier, tym bardziej z przyjemnością złapiecie bakcyla. Na ten film zapewne długo czekali najwierniejsi Warcrafterzy . Od kilku miesięcy przed każdym seansem, karmiono nas trailerami i wszelakimi zapowiedziami, co jak dobrze wiadomo często nie wróży zbyt pozytywnie. Osobiście, zasiadłam najpierw do książki – co w obecnym stanie (bycia młodą mamą) nie jest zbyt ułatwione. Tak oto zmęczona, ale szczęśliwa na późny wieczór z książką zasiadłam do lektury, którą pochłonęłam jednym tchem i dlatego pełna nadziei zasiadłam do seansu… A tu już nie było tak fajnie.
Film nie jest tak zły, jak opisujące go recenzję, jednak po przygodzie z książką i latach spędzonych nad grą, czegoś mi tutaj zabrakło. No dobra, powiedzmy to głośno, Warcraft, zawsze wykazywał prostotę , był podział na dobro i zło, a orkowie niczym rycerze w jasnej zbroi, wykazywali się kulturą, żyjąc wedle zasad im przestrzeganych. No istna sielanka, ułożona jak dobrze dobrane puzzle. Tylko o co kamman, jeżeli mówimy o filmie?
Chyba jego słabą stroną, okazało się czerpanie ze źródła tj. gry. Oklepany scenariusz, nie jednokrotnie, wyglądający jak groch z kapustą, naciągany „mocnymi momentami”. Siedzimy wygodnie w fotelu i co jakiś czas widzimy to intensywnie naciąganą intrygę, to wątek desperackiej obrony, zawiłej zdrady czy niedopowiedzianych uczuć. Zaraz chwila, to miał być Warcraft, a nie babskie kino z przedziwnymi istotami i bajkowym otoczeniem…?
No dobrze, to może zwróćmy uwagę na grę aktorską. Co by o niej powiedzieć? Bezbarwność? Jednowymiarowość? No cóż, aktorzy niczym kukiełki, pociągane są za sznurki wg. scenariusza, rzucając co jakiś czas dramatyczne teksty odnośnie przyszłości. Mnogość postaci przypadająca na metr kwadratowy, zawiłość wątków, oraz nie ułatwiające nazwy i wyrazy – zwłaszcza dla laików, to wszystko sprawia, że chcesz skończyć seans inaczej poczujesz wybuch głowy. Co by nie mówić Warcraft: Początek, to dobry obraz dla świetnie zaznajomionych ludzi z serią gier czy książek, ale dla nowych odkrywców, seans będzie sprawiał uczucie drapiącego swetra.
Jak to bywa z przeniesieniem gry/ książki ,a duży ekran- tutaj też, kilka elementów odbiega od swoich pierwotnych wzorców, no ale przecież najważniejsza jest akcja i spójność nadająca tempo całości. W końcu w planach są kolejne części. Na oklaski zasługuję ścieżka dźwiękowa, która wbija w fotel, i jest niczym balsam na ukojenie całości.
Czy warto obejrzeć Warcraft: Początek? Oczywiście, że tak. Zawsze wychodzę z założenia, że warto wszystko obejrzeć, aby samemu na własnej skórze przekonać się, co w trawie piszczy.
Za seans dziękuję Tim Film Studio.
Moja ocena 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz