Uważaj, na czerwony balonik.
Moje pierwsze sam na sam (książkowe) z Klaunem Pennywise’m, miało miejsce dobre 10 lat temu, wcześniej oglądałam również miniserial, dlatego może czuję pewien niedosyt po seansie kinowym?
Tylko, nie zrozumcie mnie źle – film, jest naprawdę bardzo dobry, a w trakcie seansu Panowie siedzący obok mnie zakrywali oczy, jednak czegoś mi zabrakło. Mi, osobiście. Mój M, idąc ze mną na seans (horrory w naszym teamie wybieram ja 😝), również krzywił się, twierdził, że spodziewa się totalnej padaki, a po projekcji wyszedł zahipnotyzowany, dziwiąc mi się, czemu twierdzę, że mam pewien niedosyt. Nie sięgałam po żadne wcześniejsze recenzje, relacje i komentarze, czekałam grzecznie na swój seans, aby nie narobić sobie wiele nadziei, mimo wszystko, czegoś mi zabrakło.
Dobrze zacznijmy od początku… Przenosimy się w lata 80-siąte do miasteczka (które potem okazuje się przeklęte), o dźwięcznej nazwie Derry. Co 27 lat giną w nim przez rok dzieci, niestety pewnego ulewnego popołudnia, tajemniczy Klaun Pennywise (Bill Skarsgård), zabiera ze sobą małego chłopca. Jego starszy brat, Billy (Jaeden Lieberher), nie mogąc pogodzić się ze stratą, razem ze swoją paczką Frajerów, wyrusza na poszukiwania, odkrywając po drodze straszną prawdę. Jeżeli nie znacie historii, resztę zostawiam Wam do nadrobienia.
Film pod praktycznie każdym względem, jest dobrze skrojony. Autentyczne role grane przez dzieci, mrożący krew w żyłach Pennywise, do tego trochę krwi, upiorów, lęku i muzyki podsycającej atmosferę, idealnie oddaję nam gatunek horroru. Obraz został zgrany idealnie, bez chwili zacięcia, używając przy tym dramatyczno- komediowej chmurki. Oczywiście, odbiega nawet czasowo od książki, jednak przesłanie jest większe. TO, w końcu jest tylko pierwszym rozdziałem, zdjęcia do kolejnego maja ruszyć w styczniu 2018, wówczas zderzymy się już z dorosłymi bohaterami.
Film tak naprawdę porusza tematykę strachu, naszego, dziecięcego, który często zostaje w nas na zawsze. Zapewne, jako dzieci mieliście swoje słabości, które potrafiły wywołać na waszej skórze ciarki. Temat poruszony w filmie, podsycany jest jeszcze bardziej, ponieważ strachem, ukrywającym się pod postacią wstrętnego Klauna Pennywise’a, są tak naprawdę…rodzice. Ich wymagania, obleśne rzeczy, które wyrządzają dzieciom, schizy, nieudane marzenia, wszystko czym dorośli obarczają najmłodszych, jest tak naprawdę tym wstrętnym facetem z pokolorowaną twarzą trzymającym czerwony balonik.
W książce, jest zwrot, który stanowi idealne odzwierciedlenie, tego co King chciał nam zaprezentować: Nie musisz spoglądać wstecz, by dostrzec te dzieciaki. Pozostaną częścią ciebie, tak jak kiedyś były skarbnicą wszystkich twoich aspiracji. No właśnie, nie odnosicie czasami wrażenie, że już jako osoby dorosłe, potraficie złapać się na kłamstwie wb. samego siebie? Nie musi być ono jakieś duże, ale zawsze jest kłamstwem.
Warto zauważyć, że ekranizacja, która wyszła spod rąk Andresa Muschietti, pojawia się w naszym świecie (uwaga), równe 27lat po premierze miniserialu, gdzie w obrzydliwego Pennywise’a wcielił się Tim Curry. Nie będę ukrywać, że jedyne czego się bałam idąc do kina, to możliwość, popsucia całego obrazu, wykreowanego przeszło trzydzieści lat temu przez Króla Horroru – nawet nie wyobrażacie sobie, jaką poczułam ulgę, że w końcu udało się nie rozwalić wizji Kinga na dużym ekranie.
Film, gatunku horror, ukazuję nam problemy dziecięce, ich strach, a także siłę przyjaźni i walki w grupie. Na swój sposób, w trakcie tych dwóch godzin, stajemy się jednym z Frajerów, zapewne wszystko to dzięki zabiegowi, polegającemu, na zminimalizowaniu udziału dorosłych na ekranie. Dodając do tego, ostatnie znów tak modne lata osiemdziesiąte, chwilami spoglądamy na obraz z nutką sentymentu. I chociaż jedną z ról gra znany nam dobrze z serialu Netflixa, Finn Wolfhard, trzeba zapamiętać, że ekipa TO, pierwsza postawiła nogę na planie filmowym, kłaniając się w stronę BMX-ów, plakatów z Koszmaru z Ulicy Wiązów czy walkmanów.
Suma summarum, film którego znakiem jest czerwony balonik, zapewne zarobi z przysłowiową ręką w nocniku, na kolejny rozdział, co tylko może mnie cieszyć, a jego odrodzenie w kulturze, tylko udowadnia, że Stephen King jest ponadczasowy. Cóż, serdecznie zapraszam Was na seans, TO trzeba zobaczyć.
Moja ocena 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz