Przejdź do głównej zawartości

Pełnia życia. Recenzja filmu


Kiedy Bóg, okazuje się figlarzem.

Polio, inaczej choroba Heinego- Medina to sprytny wirus, który przedostaje się do organizmu droga kropelkową niczym przeziębienie. Atakuję cały układ człowieka: węzły chłonne, układ krwionośny, ośrodkowy układ nerwowy, robiąc z rosłego człowieka szmacianą lalkę, która nawet nie umie samodzielnie oddychać.

Film, o którym za chwilę Wam napisze kilka słów, opowiada prawdziwą historię Robina Cavendisha oraz jego żony Diany. Typowe ciepłe kino, które po raz kolejny pokazuję, że bez rodziny, przyjaciół i wszystkich dobrych ludzi jakich gromadzimy wokół, nie da się żyć pełnią życia. Film zbiera mieszane recenzję, mnie osobiście przekonał do siebie, bawiąc, a także wzruszając po drodze kilkakrotnie.

Pełnia życia, to debiutancki obraz Andy'ego Serkisa, kojarzonego głównie z technologii motion capture, dzięki min. roli Golluma we Władcy Pierścieni. Ogólnie film prezentuję się bardzo przyzwoicie. Na całokształt oprócz obsady, zapracował scenariusz, zdjęcia oraz wyważony klimat, gdzieś pomiędzy dramatem, humorem i powaga sytuacji.

Mówią, życie pisze najlepsze scenariusze. Na ekranie poznajemy życie młodych, zdolnych i radosnych ludzi: duszy towarzystwa, Robina (Andrew Garfield) oraz kapryśnej Diany (Claire Foy), którzy zakochują się w sobie, pobierają, podróżują i oczekują narodzin synka. Sielanka, prawda? W to wszystko wdziera się niespodziewanie choroba zwana polio, atakująca nagle całe ciało mężczyzny, przykuwając go tym samym na zawsze do łóżka. Młoda Diana, będąca w ciąży musi zrzucić przysłowiową koronę księżniczki i stawić czoła chorobie męża oraz życiu, które w całości spadają na jej barki. Mężczyzna dzięki sile, która otrzymał od żony, syna, a także przyjaciół zaczyna wierzyć, że nawet takie warzywa jak on mogą żyć, a nawet pomagać innym niepełnosprawnym. Robin wpada na pomysł stworzenia wózka inwalidzkiego z przenośnym respiratorem. Dalsze losy bohaterów, niech zostaną odkryte przez Was.

Pełnia życia to kwintesencja melodramatu. Klimat w jakim został zachowany obraz, rozwiązania stricte fabularne, a także wątki biograficzne dzięki którym z tyłu głowy zapala nam się co jakiś czas lampka przypominająca „to jest prawdziwa historia”, pozytywnie oddają zamysł reżyserski. Wiadomo, że biografie mają jeden minus – przeskok w czasie. Nie każdemu reżyserowi wychodzi to jak powinno i tutaj Serkis daję trochę ciała. Tempo chronologiczne, jakie zostaje nam narzucone daje poczuć pewnego rodzaju zagubienie. Raz jesteśmy w szpitalu, potem w domu, żeby za chwilkę pędzić samochodem ku przygodzie. Bohaterowie nie ulegają zmianie czasu, o ile postać Robina jest jakoś tak podrasowana, tak postać Diany mamy wrażenie, że wygląda cały czas tak samo. Poczucie biegu czasu zaznacza dorastający syn, Jonathan.

Sumując, Pełnia życia nie jest katastrofą reżyserską Serkisa, bardziej kierowała bym się ku lekcji nauki reżyserskiej. Są niedociągnięcia, ale jak na osobę identyfikowaną do tej pory z postacią Golluma czy Snoke’a reżyser wychodzi obronną ręką, wspierając się po drodze energią głównych postaci zagranych przez Garfielda i Foy. Zdecydowanie, jest to bezpieczne kino, które niczym nowym nie zaskakuję, zwyczajnie (nadzwyczajnie) pokazuję prawdziwe życie.

Moja ocena 7/10




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyj dwa razy, kochaj raz / Recenzja

Stara miłość nie rdzewieje.

Krampus, legenda o Złym Duchu.

Nie tylko rózga, straszy dzieci na święta.

Człowiek – scyzoryk.

Kiedy Daniel Radcliffe, gra zwłoki.