Przejdź do głównej zawartości

Pięć osób, które spotykamy w niebie - Mitch Albom / Recenzja

Co jest tam, na górze ?

Zastanawialiście się co jest po śmierci? Jaki sens ma życie? Gdzie jesteśmy przed poczęciem, a gdzie udajemy się, gdy nasze serce przestaje bić?

Bez względu w co wierzymy, wb śmierci jesteśmy równi, na każdego ona gdzieś tam czeka. Pięć lat temu, nad moją rodziną pojawiło się jakieś fatum, miałam wrażenie że czarna pani, ma tylko adres do moich bliskich, zabierając ich jeden po drugim, wtedy też byłam w pierwszej ciąży, nie rozumiejąc dlaczego w takim momencie mojego życia, tyle bliskich osób zasypiało na zawsze. Wtedy też w mojej głowie, pojawiały się różne pytania.

To jak postrzegamy niebo oraz piekło, bierze się z wyobraźni ludzkiej, z obrazów prezentowanych w literaturze bądź na obrazach. Osoby wierzące, mają świadectwa swoich świętych, którzy w wizjach widzieli „oba światy”. Jak jest naprawdę, kiedyś każdy z nas się przekona.

Mitch Albom, już na samym początku informuję nas, że książka została napisana pod wpływem historii wujka autora, który podczas Święta Dziękczynienia, opowiadał jak to leżąc w szpitalu zobaczył dusze swoich bliskich zmarłych, którzy czekają na niego. Dam tutaj dygresję – nie wiem czy tak ma każdy, kto zbliża się do tej granicy życia – śmierci, ale moje 3 ciocie przed śmiercią, mówiły dokładnie to samo…

W książce, poznajemy staruszka imieniem Eddie, który praktycznie całe swoje życie spędził w wesołym miasteczku, dawniej przejął pracę po swoim tacie, jako szef nadzoru technicznego i tak już tu został na zawsze. Zajmował się naprawą wszystkich sprzętów, stojących w tej miejskiej bawialni, każdego dnia odpowiadał za bezpieczeństwo rodzin, nastolatków, dzieci – wszystkich, którzy przychodzili spędzić tu trochę czasu. Pewnego dnia, Eddie skrzyżował swój los, z małą dziewczynką, ratując jej życie, kosztem własnego. Nim jednak, ta chwila następuję, autor odlicza minuty życia osiemdziesięciodwulatka, prezentując przy tym wydarzenia z jego przeszłości, co ma nam bardziej przybliżyć bohatera. Okazuje się, że Eddie po stracie swojej żony, każdego roku czuł się coraz bardziej samotny oraz niepotrzebny, jego każdy dzień był wegetacją, przeplataną rutyną. Mężczyzna, całe swoje życie przyjmował na klatę, nigdy nie chciał go zmieniać. Rubyland, to miejsce, które towarzyszyło mu całe życie, tutaj też je zakończył.

Gdy serce naszego bohatera przestaje bić, budzi się on w niebie. Trzeba pamiętać, że wizja tego co po, to wyobraźnia naszego autora. Równolegle, przedstawiane są sytuacje, które po odejściu Eddiego, dzieją się na ziemskim padole. Nasz bohater w tym czasie, dostaje szansę aby przeżyć na nowo pewne wydarzenia ze swojego życia, spotyka pięć osób, które miały wpływ na jego życie. Okazuje się, że nie każdą z nich miał okazję poznać, za życia. Te wizyty, mają mu uświadomić, że nie ma przypadkowych sytuacji ani osób w naszym świecie. Każdy kto pojawia się na naszej drodze, jest po coś, przez co my dla kogoś również jesteśmy ważni w jego życiu. To jest bardzo ciekawa mądrość, którą autor pragnie nam przedstawić. Czasami trzeba coś poświęcić, na coś machnąć ręką, aby móc iść do przodu. Nie można żyć w wiecznej urazie, pretensji czy nienawiści, gdyż ta żółć koniec końców, nas zaleje, niszcząc wszystko co najlepsze. Fragment o miłości, chyba najbardziej odziera naszego bohatera z uczuć, rozkłada go na łopatki, wzruszając przy tym nie tylko Eddiego, ale także czytelników, to ten moment, gdy spotyka w niebie swoją ukochaną, cóż mogę więcej napisać:

„ Życie musi się kiedyś skończyć - dodała - Miłość nie.”

Podróż Eddiego, ma mu dać wewnętrzny spokój, pomóc zrozumieć samego siebie, nim dostąpi wiecznego spokoju. Pięć osób, które spotykamy w niebie, to także wskazówka dla nas tutaj żyjących. Czasami trzeba wziąć na luz, zrozumieć, że pewnych sytuacji czy osób nie zmienimy. Nie każdy musi nas lubić, chociaż nikomu nic nie zawiniliśmy. Na uprzedzenia innych osób, czy paskudny charakter zwyczajnie nie mamy wpływu, z jednej strony trzeba przyjąć życie jakim jest, ale tam gdzie możemy coś zmienić, warto o tym pamiętać. Książka jest tak naprawdę o każdym z nas, autor zwraca uwagę, że to co najważniejsze, jest najłatwiejsze do realizacji, zamiast użalać się nad własnym losem, musimy nim sami pokierować.

Historia głównego bohatera jest zwyczajna, pospolita przez co czujemy się jeszcze bliżej Eddiego, tego co czuł oraz przeżywał. Mądrości, które skrywane są na 220 stronach, warte są poświecenia uwagi, bo co by nie pisać, książka jest naprawdę wartościowa, powinna zdecydowanie trafić do jak największej ilości osób…

Moja ocena 8/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyj dwa razy, kochaj raz / Recenzja

Stara miłość nie rdzewieje.

Człowiek – scyzoryk.

Kiedy Daniel Radcliffe, gra zwłoki.

Krampus, legenda o Złym Duchu.

Nie tylko rózga, straszy dzieci na święta.