Przejdź do głównej zawartości

Upiór w ruderze - Andrzej Pilipiuk


Historia Polski, z lekkim uśmiechem.

Wielki Grafoman, po raz kolejny wyrzuca na rynek wydawniczy wystrzałową historię, która namiesza nie jednemu w głowie. Jak to bywa z Pilipiukiem tło historyczne, stanowi bazę do całej opowieści. Kiedy dorzucimy do tego trupy, hitlerowców, sowietów oraz 3 duchy, niezbyt rozgarniętych za życia dam – można spodziewać się wielu barwnych sytuacji.

Upiór w ruderze, to opowieść, a raczej kilka opowiadań, ułożonych chronologicznie, prezentujących losy Pałacu w Liszkowie, jego mieszkańców, sąsiadów oraz dziedziców. To w nim po śmierci „zamieszkały” trzy niezbyt czysto prowadzące się za życia, rozpuszczone panienki. Pokuta, pokutą, ale kiedy można pomóc żyjącym,( także krewnym) przy tym dobrze się bawić oraz przytrzeć nosa wrogom, czemu by nie skorzystać z tej okazji?

Zaczynając od początku, Panienki Liszkowskie herbu Trzy Liszki wraz ze swoją służką Marceliną, trafiają na Sąd Boży – już tam zaczyna się barwna, żeby nie powiedzieć zabawna historia odnośnie charakterów panienek ( można rzec „Co jedna, to niezły gagatek”). Ich Anioł Stróż – tak mają jednego, cóż taki wysyp ludzi na ziemskim padole, w krótkich słowach rozlicza ich z życia, wskazując na pokutę, którą muszą odpracować w pałacu. Jak już wyżej wspomniałam, tło historyczne Polski, oplecione ideologiami dla danego okresu, w którym znajdowała się nasza rodzima ziemia ( czasem straszne, czasem abstrakcyjnie zabawne) oplecione słowami Pilipiuka, daje czasami do myślenia. Nie ma tutaj co marudzić, Grafoman po raz kolejny zrobił książkę iście po mistrzowsku, bez mrugnięcia okiem, bez klasycznego zająknięcia. Naprawdę ciężko jest się tutaj o coś przyczepić.

Postacie, bez względu czy są pozytywne, czy to negatywni wrogowie naszej Ojczyzny, zostali ubarwieni jak tylko się dało przez autora. Wyraziści, z charakterem, tak bardzo dobrze opisani, że człowiek widzi ich przez cały czas oczami wyobraźni, żeby nie powiedzieć, jest kolejnym duchem, który pojawia się w każdym miejscu, obserwując bohaterów bardzo blisko. Tym co zapadnie Wam w głowach, to ideologia ( zwłaszcza komunistyczna), towarzysze mówiący o równości, jednak Ci wyżej postawieni, są zawsze równiejsi czy ślepe oddanie czci katom, którzy po wojnie mieli stawiane mauzolea, w najbardziej centralnych miejscach wsi czy miasteczek. W taki oto sposób lokalny złodziej z czasów wojny, staje się radzieckim bohaterem…

Całość została dopełniona, żeby nie stwierdzić dopieszczona, przez ilustracje Andrzeja Łaskiego, tego samego, który stworzył graficzną stronę Jakuba Wędrowycza. Nie sama okładka, ale również wnętrze książki, pobudza oko a co za tym idzie wyobraźnię.

Moim zdaniem, Upiór w ruderze, prezentuję nieco świeżości w wykonaniu Pilipiuka, z jednej strony czuć starego mistrza, ale patrząc się na jego ostatnie dokonania, autor jakby odżył w słowie pisanym. Chronologia opowiadań, zamyka całość, prowadząc niczym za rękę czytelnika, dzięki czemu nie ma obawy przed zgubieniem wątków, bohaterów itd. Czy warto sięgnąć po Upiora? Warto. To naprawdę dobra pozycja książkowa, na wakacyjną przygodę.

Dziękuję Fabryce Słów za możliwość zrecenzowania książki oraz poznania jej ciekawego wnętrza.

Moja ocena 8/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyj dwa razy, kochaj raz / Recenzja

Stara miłość nie rdzewieje.

Krampus, legenda o Złym Duchu.

Nie tylko rózga, straszy dzieci na święta.

Człowiek – scyzoryk.

Kiedy Daniel Radcliffe, gra zwłoki.