Fabryka Słów, na światło dzienne po raz kolejny wydaję istną perełkę i to samego Andrzeja Pilipiuka. Autor to unikatowy grafoman na naszym rodzimym rynku wydawniczym, jego bezcenne poczucie humoru oraz wyobraźnia sięgająca dalekich czasów naszej Polskiej krainy, od zawsze i chyba na zawsze, będzie istną perełką. Owszem nie wszyscy muszą uwielbiać oryginalnego samego w sobie, Jakuba Wędrowycza, ale szacunku do całej twórczości Pilipiuka, przepełnionej pomysłami, charakterystycznym stylem oraz humorem - nie można ominąć.
Tym razem miałam przyjemność dostąpić egzemplarza recenzenckiego Czarnej góry, tj zbioru opowiadań „pozajakubowych”, w których oprócz bohaterów jednorazowych, krzyżują nam się min przygody dwóch mężczyzn, dobrze już nam znanych – młodziutkiego Pawła Skórzewskiego, którego zesłano na zimną Syberię ( nim został dobrze nam znanym doktorem epidemiologiem)oraz Roberta Storma, jak dla mnie kogoś z pogranicza Jamesa Bonda oraz Mc Guivera. Pilipiuk chyba jest jednym z niewielu autorów w naszym kraju, który tak bardzo stawia na zbiory opowiadań, utrzymane w bardziej stonowanym klimacie. Sięgając po jego opowiadania, musicie choć trochę kochać książki, oparte o historię, bo jest to jego fundamentalne tło wszystkich wydarzeń.
Tytułowa Czarna góra, jest pełnowartościowym opowiadaniem, które gdyby dalej zostało pociągnięte, tudzież rozwinięte, mogło by stać jako oddzielna książka na półce. Historia wcześniej wspomnianego Pawła, który każdego dnia pomaga swoim pobratymcom przeżyć kolejny dzień na zimnej Syberii, nosi ranę tęsknoty jak każdy z nich za Ojczyzną…Ojczyzną, którą wymazano z kart historii na bardzo długo. Chłopak zajmuje się również umarlakami, przygotowuje im pogrzeby oraz chowa ich ciała – co w tamtych warunkach nie jest proste, dodając do tego istną biedę. Pewnego dnia, trafia mu się pogrzeb w miarę młodego chłopaka, który umarł na skutek zaniedbań rany w nodze. Paweł przygotowuję pogrzeb, a jeden z jego przyjaciół wykorzystując dokumenty umarłego mężczyzny, próbuje przebić się na tereny dawnej RP, napotykając po drodze wiele osób, trudności i przygód. Nasz główny bohater, tymczasem udaje się na tytułową Czarną górę, szukając złota, lecz zamiast niego dostaję tajemnicę, która zabrała już wielu przed nim na wieczność…
Pozostałe opowiadania, można powiedzieć, że przelatują nam wręcz na kartkach, mniej lub bardziej zapadając w pamięci. Odstają od historii Skórzewskiego, przypominając czasami surrealistyczne przygody bohaterów książek dla młodzieży. Tak czy siak, będziemy wędrować z Pilipiukiem po dawnych kartach historii, do końca nie będąc pewnymi, czy wszystko na 100% jest prawdziwe, czy może to tylko tło historyczne z domalowaną wyobraźnią autora. Poznacie min na nowo samego Piłsudzkiego, zobaczycie Warszawę w międzywojniu ( którą ja poznałam tylko z opowiadań mojego Pradziadka, stacjonującego za młodu w legionach Marszałka przy Stołecznych Łazienkach Królewskich), czy dowiecie się, o tym że polska bomba atomowa uratowała życie Carowi. Pozostałe opowiadania, nie są ta bardzo mocne jak tytułowa Czarna góra, ale być może o to właśnie chodziło?
Jeśli zainteresujecie się zakupem książki przed dniem jej premiery , która przewidziana jest na dzień 24 lutego br roku, na stronie Świat Książki, to dostaniecie dodatkowo w formie e-booka, przesłanego na Wasz adres mailowy, „Anegdoty wojsławickie” Jakuba Wędrowycza.
Pięknie dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów za te niesamowita przygodę!
Moja ocena 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz