Są takie książki, które czytam prosto po wyjęciu z paczki, są takie książki, które pochłaniają mnie w 100%, są takie książki, które pobudzają mnie do refleksji, są takie książki, które zostawiają ślad w mojej głowie. Zdecydowanie to jedna z nich...
Książka w swojej formie nie należy do najłatwiejszych, autorka bawi się z nami linią czasową w przysłowiowego kotka i myszkę, podpuszczając nas, flirtując na swój sposób, będąc przy tym zalotną, lekką niczym malinowa chmurka z nutą gorzkiej czekolady.
Z jednej strony historia kręci się wokół miłości, relacji między ludźmi, i tutaj ktoś może powiedzieć, kolejne, babskie romansidło. Niby tak, ale jakże to może okazać się mylne.
Jutro, jutro i znów jutro, to historia życia, jego przewrotności, ludzkich wyborów, miłości, pasji, dzielenia się nią z kimś bardzo nam bliskim. To także historia dojrzałości, zbierania kolejnych życiowych skilli, wchodzenia na kolejne levele, ubrana w momenty radości oraz dramaty, aby w ogólnym rozrachunku podarować odbiorcy nadzieję, wszak każdy z nas jej potrzebuję.
Mimo, że z zewnątrz wydaje się barwną historią dwójki zakochanych w sobie przyjaciół, którzy stworzyli wspólnymi siłami wraz ze swoim kumplem grę wideo, odcinając od tego kupony w latach 90-ątych, wydaje mi się, że nie jest to książka dla każdego, chociaż jest bardzo piękna.
Jutro, jutro i znów jutro, to historia dla dojrzałych wewnętrznie odbiorców, literackoczułych, wrażliwych myślicieli, której najlepszym scenariuszem okazało się samo życie, ze wszystkimi cechami: tymi dobrymi jak i smutnymi.
Dziękuje Zysk i s-ka, za możliwość recenzji. Dziękuję i kłaniam się nisko <3
Moja ocena mocne 9,5/10
Komentarze
Prześlij komentarz