Chęć zemsty, w post nuklearnym świecie.
Na samym początku zaznaczę, że najnowsza część Fallout, podzieli graczy na dwa obozy. Po siedmiu latach długich oczekiwań na kolejną odsłonę od Bethesdy, nie jeden gracz zacierał ręce, szkoda, że w zamian otrzymaliśmy zero powiewu świeżości i błędy, które od tak wyłączą nam grę w najmniej spodziewanym/ chcianym momencie.
Fabuła „czwórki”, jest jednym z niewielu udanych czynników gry, co tylko dobrze o niej świadczy. Stanowiąc fundament całości, stara się zaspokoić pragnienia gracza. Co prawda prolog, jak i początek rozgrywki mogą wprawić w lekkie rozbicie, to wraz z rozwojem historia układa się w dobrej jakości całość. Charakterystyczny humor i zwroty akcji, to pozostałość starych serii, które mimo swojej przewidywalności potrafią dodać coś pozytywnego od siebie. Istotnym czynnikiem, jest stopniowe dawkowanie wydarzeń, które dopełniają poboczne misję – to one dosyć często, pobudzają nas w trakcie długich godzin rozgrywki.
Jedynym minusem, jakiego doszukałam się w fabule są dialogi, a raczej ich nowy system. Nastawcie się na odpowiedzi, których momentami za Chiny nie zrozumiecie, wplecione bezsensownie w rozmowę, co gorsza, będą powtarzać się niczym nakręcona katarynka.
Historia dzieję się w tym samym czasie co jej poprzednia część, czyli w roku 2227. Jedynie prolog przenosi nas 200 lat wcześniej, gdzie na skutek „wielkiego wybuchu”, razem z rodziną trafiliśmy do schronu nr 111, aby poddano nas uśpieniu. Na naszych oczach mordują nam żonę i zabierają syna – niczym Jean Claude van Damme czy Steven Seagal, budzimy się ( jako jedyni) pragnąc zemsty na oprawcach.
Fallout 4 przenosi nas do Bostonu, o czym było wiadomo już od jakiegoś czasu. Twórcy zaoferowali nam ogromną mapę, inwestując przy tym w gospodarkę terenu – chociaż i tutaj natrafimy na błędy, związane z powtarzającymi się widokami. Pustkowia oferują wiele ciekawych zakamarków, w których na każdym kroku czyhają Supermutanty, bandyci czy krypty. Tym co bardzo utkwiło mi w pamięci, to przechadzka ulicami Bostonu nocną porą, na dodatek w trakcie burzy podczas, której natknęłam się na opuszczony samolot. Twórcy oferują niesamowity klimat z dreszczykiem, co potęgowało moją wyobraźnię, zwłaszcza, że w Fallout grałam zawsze nocną porą. Zasiadając do rozgrywki, trzeba liczyć się z typowym postapokaliptycznym światem i całym jego urozmaiceniem, niczym z ksiąg Roberta Kirkmana.
Minusem w zagospodarowaniu terenu, jest niski poziom występujących budynków oraz lokalizacji , do których można wejść. Co gorsza większa część nieruchomości ma szare, zabrudzone okna, które uniemożliwiają nam zajrzeć do ich wnętrz.
To może teraz chwilka o nowościach Fallout 4, chociaż w tym wypadku, nowe nie zawsze oznacza lepsze. Bethesda postawiła na uproszczenia, jakby gra skierowana była do leniwej i młodej części naszej populacji. Po pierwsze pożegnaliśmy punkty umiejętności, wszystko jest przeliczane na perki, po drugie broń nie traci wytrzymałości, więc jest totalnym bezsensem zbieranie jej w każdej możliwej chwili – zwłaszcza, że w postapo czasach mało kogo stać, aby ją od nas kupić. Po trzecie system karmy i reputacji… co przepraszam? A tryb Survival, gdzieś się ulotnił po drodze wraz z użyciem Stimpaków.
Problemem Fallout 4, zwłaszcza dla nowych użytkowników, jest brak jakiegokolwiek samouczka, który poinformowałby gracza, że można spowolnić czas za pomocą turowego systemu V.A.T.S. czy wspomniał o nowym sposobie zadawania obrażeń krytycznych. To samo dotyczy hakowania i otwierania zamków. Plusem okazuje się rozwiązanie, dotyczące naszych towarzyszy. Poza faktem, że w razie jakiejkolwiek akcji podążają za nami dosłownie „ ślepo”, to mają swoje przydatne cechy. Każdy towarzyszący nam pomocnik, może nieść nasz bagaż – co jest idealnym rozwiązaniem, w przypadku zbieractwa ( nie musimy niczego się pozbywać, ani szprycować narkotykami).
Crafting, okazuję się totalnym strzałem w dziesiątkę, w końcu jest bazą Fallout, odgrywa tutaj niebywale ważną rolę. Konsekwencją podróży po świecie, jest zbieractwo, które przy użyciu odpowiednich kompilacji, doprowadzi nas do produkcji szkła, gumy czy nawet broni. Różnego rodzaju przedmioty, są istotne przy rozbudowie podległych nam osad ( mini Simsy z kamery FPP). Jednak nie dajmy zbytnio wciągnąć się w budowę, ponieważ można zapomnieć o istocie całej rozgrywki.
System walki nie różni się zbytnio od swoich poprzedników. Klasyczny FPS oraz urozmaicony system V.A.T.S. to wszystko będzie na nas czekać ],kiedy na horyzoncie pojawią się wrogowie. Tym co uległo pewnego rodzaju aktualizacji, to system trafień krytycznych, w dolnej części ekranu widnieje pasek, który przy każdym celnym strzale ładuję nasze trafienia krytyczne. Po jego zapełnieniu, wystarczy kliknąć i po robocie. Plusy… po pierwsze ogromne zróżnicowanie broni, po drugie wielki trud, aby znaleźć dobry sprzęt w terenie.
Graficznie gra jest niczym miska musli, skrywa smaczniejsze i te mniej ładne oprawy obrazu. Istotnym czynnikiem jest wysoki wskaźnik poziomu sprzętu, na którym przyszło nam grać. Postacie przegrywają z elementami przyrody i zjawiskami atmosferycznymi. Jednak i tak to jest nieważne, kiedy w ogólnym zarysie znajdujemy się wewnątrz postapokaliptycznego świata.
W Fallout 4 po prostu trzeba zagrać, mimo, że niewiele odstaję od swoich poprzedniczek. Bez względu na moją ocenę i kilka wad jakich doszukało się me spojrzenie, grę polecam na jesienne długie wieczory.
Moja ocena 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz