Przejdź do głównej zawartości

Lego Batman: Film



Animacja, która zapada w pamięć. 

Pierwsze co mi się ciśnie na usta to, jeżeli jeszcze raz Jaret Leto pomyśli grać rolę Jokera, niech zapozna się z Lego Batmanem: Film i zobaczy, jak prawidłowo to się robi. Daję do myślenia, prawda?

Otóż przygoda o Batmanie w świecie najpopularniejszych klocków, to istny strzał w sam środek tarczy. Kolorowa animacja dla dzieci i wyostrzony, skrzętnie ukryty dowcip dla dorosłych – nie mogło się nie udać. Pierwsze zajawki, które dostarczyła mi firma WB na jesieni minionego roku, od razu rozpaliły chęć obejrzenia produkcji. Tym razem w przeciwieństwie, jak to było z Sekretnym życiem zwierzaków domowych, nie rozczarowałam się i nie zobaczyłam wszystkiego co dobre, tylko w trailerach. Lego Batman:Film bawi, a także zaskakuje przez całą godzinę i czterdzieści pięć minut.

Postać Batmana, wykreowana przez czasopismo komiksowe DC w 1939r, na stałe wpisała się w świat popkultury. Bawi, zachwyca, czasem przeraża, w końcu w pierwotnym zamyśle, Człowiek Nietoperz, był połączeniem Zorro, Shadow i Draculi.

Chociaż większość moich znajomych ma sentyment jednak do postaci Marvela ( ja także), to Lego Batman kupił nas od samego początku. Cięty dowcip głównego bohatera i cyniczne, może trochę celebryckobananowe podejście do życia, na pierwszą myśl przywołało mi Deadpoola. Gdyby w animacji, ktoś domieszał garść pikantnych wyrazów, śmiało można, by tych dwóch panów postawić na jednej szali.

Nadal nie do końca czujecie się przekonani do seansu?

Kto z Was bawił się klockami Lego? Ja mimo, że jestem dziewczyną, uwielbiałam spędzać z nimi godziny w domu i przedszkolu. Możliwość różnych kombinacji, łączenia światów, elementów, ludzików, pobudzało tylko wyobraźnię, dając namiastkę realnego, chociaż zabawkowego świata.

Ten żywy świat klocków nareszcie otrzymaliśmy w najnowszej ekranizacji Lego. Poprzednie animacje owej serii, nie były aż tak realne, przypominały na siłę sklejone obrazki z przesuwającymi się ludzikami. Tutaj tego zabiegu nie odczujecie. I bomba!

Kiedy do tego wszystkiego dodać takie nazwiska jak min. Will Arnett, Miecheal Cera, Ralpfh Finnes, Zach Galifiankis czy Channing Tatum, naprawdę nie ma co się zastanawiać nad wyjściem do kina. Naszej rodzimej wersji językowej, też niczego nie brakuję w porównaniu z oryginałem. Ilość gagów, chociaż utrzymana w klimacie typowo amerykańskim ( majtki, tyłek itd.), jest tak dobrze wkomponowana w całość, że nawet nie da się tego odczuć na niskim poziomie. Ukłon w stronę poprzednich części Batmana, począwszy od tego z roku 1966 oraz wspomnienie największych złoczyńców (Sauron, Gremliny, Voldemort), których firma WB wypromowała, tylko podbija wartość obrazu.

Naprawdę, nie pytajcie się czy warto iść do kina, bo WARTO i niech przekona Was do tego BOX Office USA – Lego Batman: Film, przyćmił nowości minionego weekendu.

Moja ocena to 8/10 i wielkie serducho!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyj dwa razy, kochaj raz / Recenzja

Stara miłość nie rdzewieje.

Krampus, legenda o Złym Duchu.

Nie tylko rózga, straszy dzieci na święta.

Dzień czekolady – Anna Onichimowska / Recenzja

  Uwielbiam książki dla dzieci, które trafią każdego dorosłego. Poruszą, zmuszą do refleksji, myślenia poza horyzontem codzienności i tego co nam – starym, wydaję się najważniejsze. Miłość, dzieciństwo, tęsknota, przyjaźń, przywiązanie. To i jeszcze wiele innych uczuć, poczujecie czytając Dzień czekolady .